„Poczucie szczęścia kształtuje kultura. Ludzie Zachodu silnie wiążą poczucie dobrostanu z wolnością jednostki, indywidualnymi osiągnięciami oraz przyjemnymi odczuciami. W kolektywistycznych kulturach Dalekiego Wschodu na subiektywne odczuwanie dobrostanu silny wpływ mają relacje jednostki z otoczeniem”

Buddyści wierzą, że aby mieć poczucie prawdziwego spokoju i spełnienia, wystarczy wpoić umysłowi nawyk dobrego samopoczucia. Rozumieją je jednak niejako doznanie, ale głębokie poczucie spokoju i spełnienia, stan, który leży u podstaw i przenika wszystkie doświadczane przez nas stany emocjonalne: od radości po smutek. Czy można czuć się dobrze, będąc smutnym? – Czemu nie? – odpowiadają. – Mowa przecież o innym poziomie odczuwania.

Zdaniem buddystów, w pogoni za szczęściem popełniamy wiele błędów. Najczęstszym z nich jest mylenie szczęścia z przyjemnością. Przyjemność tymczasem wyczerpuje się w trakcie doświadczania i nie emanuje na zewnątrz, jak szczęście. Można czuć intensywną przyjemność, podczas gdy inni wokół cierpią. Bardzo często szukamy szczęścia też w świecie zewnętrznym, który pozostaje poza naszą kontrolą, podczas gdy ono jest w nas – tłumaczy Matthieu Ricard, francuski biochemik, który został buddyjskim mnichem. – Poza tym – konkluduje – szczęście to niejasne słowo. Mówmy raczej o dobrym samopoczuciu. W hinduizmie nasze szczęście również zależy od nas, ale trochę inaczej: nikt ani nic nie może nam pomóc w dążeniu do doskonałości, ponieważ jesteśmy tworem tego, co robiliśmy w poprzednich wcieleniach. Hinduistyczny model szczęścia najpełniej opisany został w „Manusmryti, czyli traktacie o zacności”, który powstał w latach 200 p.n.e. – 200 n.e. Zakłada on, że na dobre życie składają się cztery etapy: ucznia, kiedy mężczyzna porzuca dom rodzinny i rusza w świat w poszukiwaniu wiedzy i mistrza; gospodarza, gdy wraca, by cieszyć się życiem doczesnym, małżeństwem, miłością i pomnażaniem majątku; leśnego pustelnika, gdy zostaje dziadkiem i powoli usuwa się z głównego nurtu życia rodziny; oraz wędrownego ascety. Ten ostatni etap polega na zerwaniu więzów ze światem, porzuceniu bliskich, wyrzeczeniu się dóbr doczesnych i dążeniu do duchowej wolności poprzez posty i ascezę.

– Człowiek powinien w życiu zrealizować cztery cele: zbudować relację z Bogiem (Dharma), zrealizować się w swojej roli społecznej (Artha), w związku z żoną i rodziną (Kama) oraz dążyć do jedności z Bogiem i uwolnienia się od więzów świata (Moksza). Każdy z tych celów jest ważniejszy na jakimś etapie życia, ale też to, co wypada w jednym etapie, nie przystoi w innych. Taki model życia, z wyjątkiem czwartego etapu, jest realizowany także w Indiach. Najgłębsze poczucie zadowolenia i spełnienia daje realizacja Mokszy, jednak dotyczy to tylko wybranych. Większość zadowala się posiadaniem rodziny i dzieci, a zwłaszcza synów. W Indiach nie można być w pełni szczęśliwym bez rodziny i bogactwa – mów profesor Joanna Jurewicz z Zakładu Azji Południowej UW.

Z badań Eda Dienera nad działaniem tych samych zależności winnych kulturach wynika jednak, że nawet najbiedniejsi Hindusi mówią, że są tylko trochę niezadowoleni z życia. Mniej niż biedni Amerykanie. Dlaczego? – W Indiach znacznie bardziej liczą się kontakty z innymi ludźmi. Stąd indywidualny dobrostan jest większy, niż moglibyśmy sądzić na podstawie amerykańskich standardów – wnioskuje Doktor Szczęście. Sami Hindusi twierdzą, że pewnie też dlatego, że są narodem akceptującym wiele niedoskonałości. Być może również dlatego, przypuszcza Erie Weiner w „Geografii szczęścia”, że jeśli Hindus jest biedny, to ani on, ani nikt inny nie dopatruje się w tym jego winy. Taka karma i już. Amerykanin tymczasem postrzega swą biedę jako osobistą klęskę

Komentarze
Załaduj więcej podobnych artykułów
Załaduj więcej Redaktor
Załaduj więcej Zdrowie

Dodaj komentarz

Sprawdź też

Optymalizacja kosztów w budownictwie: Kiedy wypożyczanie sprzętu jest bardziej opłacalne niż zakup

W dzisiejszym dynamicznie zmieniającym się świecie budownictwa, kluczowym czynnikiem decyd…